wtorek, 20 stycznia 2015

Fragment Jesteś Cudem


Zapraszam do wczytania się w ten piękny felieton pochodzący z ksiażki pani Reginy Brett. Ta ksiażka moze zmienić życie.

Pewnej wiosny pojechałam z siostrami do Arizony na weekend, który odmienił moje życie. Moja
siostra Joan mieszka w Phoenix u podnóża góry i zaprosiła nas wszystkie na mały odpoczynek.
Dla zabawy wybrałyśmy się do Sedony. Buszowałyśmy po sklepach z pamiątkami i podziwiałyśmy
wspaniałe formacje skalne w mieście uważanym przez wielu za centrum duchowości. Któraś z moich
sióstr zaproponowała, żebyśmy poszły odczytać sobie aury. Czemu nie? Uznałyśmy, że to ciekawy
pomysł. Później będziemy mogły sprawdzić, czy coś w tym jest.
Stłoczyłyśmy się w pokoiku na tyłach New Age’owego sklepu. Po kolei siadałyśmy, kładłyśmy
dłonie na specjalnej tabliczce, a kobieta, która czytała aury, robiła nam zdjęcie. Na rozmazanej
fotografii pojawiała się spora plama kolorów. Każde zdjęcie wyglądało zupełnie inaczej.
Przyglądając się naszym aurom, kobieta znalazła coś fascynującego do powiedzenia o każdej z nas.
Nie wiem, jak to się stało, ale trafiała w dziesiątkę. U jednej zdiagnozowała problemy z wyrażaniem
złości, drugiej poradziła przestać poświęcać się wyłącznie pracy, kolejnej zaleciła podróże. Kiedy
doszła do mnie, powiedziałam jej, że nie jestem pewna, czy coś zobaczy, bo boli mnie głowa.
Czułam nadciągającą migrenę i nie wiedziałam, czy nie zakłóci to mojej aury. Rzadko miewam
migrenę, może raz na rok, ale kiedy to nastąpi, wszystko rozmywa mi się przed oczami,
a dwadzieścia minut później mam wrażenie, jakby na głowę raz po raz opadał mi ciężki młot. Potem
robi mi się niedobrze i przez kilka godzin pęka mi głowa, aż w końcu mdleję z bólu.
Kobieta obserwowała mnie przez chwilę, a potem zapytała:
– Dlaczego boli cię głowa?
– Nie wiem – odpowiedziałam.
– Owszem, wiesz.
„Co za kretynka”, pomyślałam. Ale zmroził mnie jej ton. Może miała rację. Czy naprawdę znałam
odpowiedź? Skupiłam się przez chwilę i zadałam sobie pytanie: „Regina, dlaczego boli cię głowa?”.
W odpowiedzi usłyszałam: „Bo chodziłaś w słońcu bez nakrycia głowy”.
Zanim zdążyłam się odezwać, kobieta powiedziała:
– Musisz nosić kapelusz na słońcu.
Bingo. To dlatego zaczęła mnie boleć głowa. Kilka godzin wcześniej siedziałam w pełnym słońcu
podczas lunchu. Poczułam dziwne mrowienie w głowie, ale nie zwróciłam na nie uwagi.
Zignorowałam tę kontrolkę mojego organizmu, tak samo jak ignoruję kontrolkę silnika, która zapala
się na desce rozdzielczej.
Nie pamiętam, czego dowiedziałam się o swojej aurze, ale ta kobieta nauczyła mnie wsłuchiwać sięw siebie – najpierw zadawać pytania samej sobie, szukać odpowiedzi we własnej duszy i nigdzie
indziej. Cóż za rewolucyjna myśl, że twoje ciało zna odpowiedzi, których potrzebujesz.
Od tamtej pory rzadziej miewam migrenę. Najczęściej pojawiała się, jeśli za długo przebywałam na
słońcu. Teraz noszę przy sobie kapelusz i prawie nigdy nie boli mnie głowa.
W głębi duszy rzeczywiście nosimy prawdę. Żeby ją usłyszeć, musisz przestać robić z siebie ofiarę
i szukać odpowiedzi u wszystkich wokół. Jeśli chcesz wsłuchać się w swój wewnętrzny głos, musisz
poświęcić na to czas i otoczyć się ciszą. To mi pomogło uzdrowić ciało i odzyskać w życiu
równowagę.
Co by się stało, gdybyś naprawdę uwierzył, że twoje ciało zna wszystkie potrzebne odpowiedzi?
Może naprawdę umie rozstrzygnąć większość naszych wątpliwości?
Zapytaj siebie, czego potrzebujesz, i oczekuj odpowiedzi. Ta metoda jeszcze nigdy mnie nie
zawiodła, gdy chciałam pomóc swojemu ciału.
Przez wiele lat zmagałam się z bólem rąk. Miałam wrażenie, że każdy dziennikarz w redakcji nosi
stabilizatory nadgarstków i cierpi na zespół cieśni nadgarstka. Szybko do nich dołączyłam.
Ręce bolały mnie od pisania na klawiaturze. Niestety, w ten sposób zarabiam na życie. Ból
stopniowo rozprzestrzeniał się od dłoni, przez przedramiona, aż po ramiona. Moja przyjaciółka
nazywała go chorobą japiszonów. Śmiałabym się, gdyby to tak nie bolało. Doszło do tego, że
musiałam sprzedać samochód. Nie mogłam zmieniać biegów, więc kupiłam nowy, z automatyczną
skrzynią. Nie byłam w stanie uprawiać ogródka – kopanie grządek, pielenie i wyrywanie chwastów
za bardzo bolało. To krępująca dolegliwość, bo jej nie widać. Któregoś dnia jakiś chłopczyk
poprosił, żebym wniosła jego rower na ganek. Nie rozumiał, dlaczego nie mogę mu pomóc. Miałam
tak słabe ręce, że nie podniosłabym nawet galonu mleka.
Największe upokorzenie przeżyłam na fizjoterapii. Któregoś dnia na rowerze treningowym obok
mnie ćwiczył wysoki, szczupły mężczyzna. Był robotnikiem budowlanym, który pracował nad
odzyskaniem sprawności w nogach po tym, jak zawaliła się na niego ściana. Przez pół roku miał całe
ciało w gipsie.
– A pani co się stało? – zapytał.
Chciałam móc mu powiedzieć, że odniosłam kontuzję przez swoją brawurę w jakichś
dramatycznych okolicznościach, na przykład skacząc ze spadochronem albo wspinając się po górach.
– Za dużo pisałam na klawiaturze – przyznałam, zawstydzona prawdą.
Ostatecznie musiałam zrobić badanie przewodnictwa nerwowego, żeby sprawdzić, co jest nie tak.
Polegało ono na stymulowaniu nerwów w moich dłoniach i rękach impulsami elektrycznymi.
Laborantka przylepiła mi na ramieniu dwie elektrody, jedną z czerwonym przewodem, drugą
z czarnym. Cała procedura skojarzyła mi się z uruchamianiem rozładowanego akumulatora. Czarny
stymulator z dwoma wystającymi pręcikami wysyłał impulsy elektryczne do moich nerwów. Przed
rozpoczęciem badania laborantka zapytała:
– Już pani rodziła, prawda?
Pierwszy impuls był jak mocne uderzenie serca. Kolejny jak porażenie najczulszego nerwu
w łokciu. Trzeci przywiódł mi na myśl zabawkę z dzieciństwa, minigenerator prądu. Emitował
niewielkie impulsy, którymi się nawzajem raziliśmy. Impuls o najwyższym napięciu podczas badaniabył mniej bolesny niż wstrząs, który zaaplikowałam sobie sama, usiłując wyjąć stłuczoną żarówkę
z lampy podłączonej do gniazdka. Wyciągałam kawałki szkła z oprawki nożem do chleba, gdy nagle
kopnął mnie prąd. Jego siła zwaliła mnie z nóg.
Całe badanie trwało pół godziny. Wykazało, że moje urazy wynikają z chronicznego przeciążenia
mięśni (Repetitive Strain Injuries, czyli w skrócie RSI). Krótko mówiąc: za dużo pisania, za mało
przerw.
Później przeczytałam wszystkie książki na temat RSI, które wpadły mi w ręce, i postanowiłam po
prostu zacząć słuchać swojego ciała. Teraz, kiedy czuję, że moje ręce są zmęczone, przestaję pisać.
Ustawiam minutnik na dwadzieścia minut i robię sobie przerwę, wstaję z fotela i zaczynam się
rozciągać. Ściskam silikonowe piłeczki, żeby mieć silne dłonie. Ból stopniowo minął. Odkąd
zaczęłam słuchać swojego ciała, moje ręce są silniejsze niż kiedykolwiek.
Przez krótki okres miałam problemy z plecami. Czułam ciągły ból z lewej strony, a z prawej –
sporadyczne ukłucia, jakby ktoś dźgał mnie nożem. Niewiele wcześniej skończyłam naświetlania
w związku z rakiem, więc obawiałam się najgorszego. Rezonans magnetyczny pokazał, że nie ma
przerzutów. Uff. Okazało się za to, że mam zapalenie dysku. Zamiast się poddać i uznać, że to po
prostu słabszy punkt w moim ciele, postanowiłam zatrzymać się na chwilę, wyciszyć i zapytać
o zdanie swoje plecy. Czego im trzeba? Skąd ten ból?
W odpowiedzi usłyszałam: „Za dużo na siebie bierzesz”. Nikomu nie odmawiałam. Martwiłam się
problemami wszystkich wokół i próbowałam zaspokoić ich potrzeby do tego stopnia, że w końcu
ugięłam się pod ich ciężarem.
Postanowiłam częściej mówić „nie”, przestać obarczać się tak wielką odpowiedzialnością.
Codziennie ćwiczę i rozciągam się, żeby wzmocnić mięśnie w okolicach kręgosłupa i być bardziej
gibka. Od lat nie bolały mnie plecy. Szanuję je i dbam o nie, a kiedy dają mi sygnał ostrzegawczy, już
go nie ignoruję. Jeśli czuję jakikolwiek ból, robię sobie przerwę i pytam: „Do kogo należy ten ciężar,
który na siebie wzięłam?”.
Nadal od czasu do czasu tracę równowagę w życiu. Pewnego lata przesunęła mi się szczęka. Przez
dwa miesiące górne i dolne zęby nie pasowały do siebie. Miałam trudności z jedzeniem
i mówieniem. Mój dentysta zasugerował, że powodem może być stres. Czy zgrzytam zębami przez
sen? Umówiłam się na wizytę do chirurga szczękowego, który zrobił mi prześwietlenie. To była
ogromna ulga, wiedzieć, że przesunięcia nie spowodował jakiś guz. Chirurg nie chciał stosować
żadnych inwazyjnych metod, żeby naprawić ten problem, a ja podzielałam jego zdanie. Podał mi
kilka sposobów na to, żeby szczęka sama wróciła na swoje mięśnie: miałam ją rozluźniać przez kilka
tygodni. Przestać żuć gumę. Nie jeść lodów i twardych cukierków. Rozgrzewać ten obszar przed
snem. Delikatnie masować szczękę i mięśnie karku.
Zapisałam to wszystko w notesie, a potem wróciłam do domu, usiadłam i zaczęłam medytować.
Zapomniałam zapytać swojego ciała, czego potrzebuje. Dlaczego moja szczęka była w niewłaściwym
miejscu? Odpowiedź: bo ja znalazłam się w niewłaściwym miejscu w moim życiu. Całe dnie
wypełniało mi podpisywanie książek i dawanie wykładów; żułam gumę za gumą, jak nałogowy
palacz, który odpala jednego papierosa od drugiego. Potrzebowałam znaleźć więcej czasu dla siebie,
na chwilę spokojnej, relaksującej samotności.Zaczęłam uprawiać raz w tygodniu jogę. Do tego dorzuciłam masaż raz na miesiąc. Wyrzuciłam
gumy. Pojechałam na rekolekcje milczenia. Po dwóch tygodniach szczęka wskoczyła na właściwe
miejsce. Po miesiącu ból zniknął i od tamtej pory nie wrócił.
Judi Bar, terapeutka jogi w Cleveland Clinic Wellness Center, nauczyła mnie, jak słuchać siebie,
żeby wiedzieć, czemu w moim życiu powinnam powiedzieć „tak”, a czemu – „nie”. Mój wewnętrzny
radar był całkiem rozregulowany. Potrzebowałam jasnych wytycznych. Myślałam, że muszę
reagować na wszystko, co pojawi się w jego zasięgu. Wszystkiemu mówiłam „tak”.
Judi kazała mi siedzieć przez kilka minut w ciszy.
– Oczyść umysł ze wszystkich myśli i po prostu oddychaj – poradziła.
A później powiedziała:
– Zapytaj swoje ciało, jakie to uczucie, kiedy mówi „tak”? Pozwól, żeby twoje ciało powiedziało
ci, jak się czujesz, gdy jesteś na „tak”.
Więc siedziałam w ciszy i zapytałam je o to. Na początku nic się nie działo. Potem oswoiłam się
z tym pytaniem i poczułam, jak rozgrzewa mi się skóra na twarzy. Miałam wrażenie, że siedzę
w promieniach słońca, które docierają aż do mojego serca. Czułam, jak usta rozciąga mi uśmiech, jak
klatka piersiowa rozszerza mi się z każdym oddechem, jakby moje serce otwierało się na słońce jak
kwiat.
– Okej, to całkiem niezłe „tak” – oceniła Judi.
Potem znów kazała mi się rozluźnić i oddychać głęboko przez kilka minut.
– A teraz zapytaj swoje ciało, jak to jest, kiedy mówi „nie”.
Zapytałam. Nic się nie wydarzyło. Było jak czysta karta. Później ogarnęły mnie wątpliwości
i niepokój. Siedziałam, czekając, aż usłyszę swoje „nie” głośno i wyraźnie. Zamiast tego poczułam
się zdezorientowana i przestraszona. Później zaczęło mi brzęczeć w głowie. Męczył mnie ten dziwny
wewnętrzny szum, równie irytujący jak zakłócenia fal radiowych.
Judi poprosiła, żebym opisała jej swoje „nie”.
– Właściwie go nie poczułam – odpowiedziałam.
– Powiedz, czego doświadczyłaś – nalegała.
Opowiedziałam jej o zwątpieniu, niepokoju, hałasie, strachu i szumie.
– To jest twoje „nie” – stwierdziła. – Kiedy tego doświadczasz, powinnaś powiedzieć „nie”.
Ten moment odmienił moje życie. Zawsze myślałam, że gdy będę chciała komuś odmówić, poczuję
to z całą mocą. Nie doświadczałam takiego potężnego, zdecydowanego „nie”, więc w końcu
mówiłam „tak” każdej potrzebie, każdemu zobowiązaniu. Ale w ten sposób mówiłam „tak” rzeczom,
które nie były radosne, ważne ani inspirujące.
Teraz słucham swojego ciała. Co godzinę robię chwilę przerwy i pytam je: „Czego potrzebujesz?”.
A potem nasłuchuję odpowiedzi. I słyszę niesamowite rzeczy. Moje ciało naprawdę potrzebuje
przerwać pracę, żeby jeść, zrobić siku, rozciągnąć się, przespacerować, napić i poruszać.
Kiedy wsłuchuję się w swoją duszę, słyszę „tak” jasno i wyraźnie. „Tak” jest jak pokaz
fajerwerków albo przynajmniej jak iskra radości. A „nie”? Kiedy mój umysł zasnuwa mgła i ogarnia
szum, wtedy mówi „nie”.
Gdy nauczysz się słuchać samego siebie, będziesz zaskoczony tym, co usłyszysz.

2 komentarze:

  1. Bardzo dużo dobrego słyszałam o tej książce, ale jeszcze po nią nie sięgnęłam. Jednak po przeczytaniu fragmentu wyżej, dodałam ją do mojej listy "do kupienia" :)

    Buziaki,
    Fiorka / www.TheFiorka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, serdecznie polecam tą książkę, jak zarówno jej poprzednią część. Ostatnio jest bardzo popularna, pomyślałam, ze kogoś zachcę do poczytania .
    POzdrowienia :}

    OdpowiedzUsuń

Smiało, pokarz, ze tu byłeś! jakieś wrażenia! Jestem ciekawa!